środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 5


Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj!!! Wybaczycie mi???




~Anastazja~



- Chciałbym ci coś pokazać. - Mruknął z ustami przy mojej głowie.

Odchyliłam się lekko, tak aby pozostawać w jego objęciach.

- Niespodzianka? - Uniosłam jedną brew.

- Oczywiście. - Odparł, tak jak bym go uraziła. Wiedziałam, że udaje. - Przebież się, a ja poczekam na ciebie, na dole.

Pocałował mnie w czoło, wypuściła z objęć i podszedł do okna, które otworzył. Niespodziewanie znaki na jego łopatkach rozpromieniły złotym światłem i zaczęły się ukazywać piękne silne skrzydła. Na ich widok zapierało dech w piersiach. Chłopak, zanim wyleciał przez okno, odwrócił się do mnie i zadziornie uśmiechnął. Zachciało mi się śmiać.

Szybko przebrałam się w jasne dżinsy, bluzkę z krótkim rękawem i dżinsową kurteczkę z rękawami sięgający mi do łokci. Na stopy wciągnęłam białe tenisówki przed kostkę, z półki zgarnęłam komórkę i wsadziłam ją do tylnej kieszeni spodni.

W sumie to dobrze, że Ian dzisiaj wieczorem wyszedł. W końcu po tak długim czasie udało się go namówić na randkę. Gdyby się dowiedział lub przyłapał mnie, jak się wymykam o tej godzinie, miałabym przechlapane. Bardzo kocham wuja, ale ten bywa czasem strasznie nadopiekuńczy.

Wzdycham ciężko i wychodzę z pokoju. Kieruję się do salonu i chwytam klucze leżące na komodzie. Szybko wychodzę z domu i zamykam drzwi. Kieruję się w stronę samochodu Maxona. Jestem przekonana, że tam będzie i strasznie ciekawa, co on wykombinował.

Tak jak podejrzewałam, chłopak siedział w samochodzie. Na mój widok wysiadł z niego i obszedł maskę. Uśmiechnęłam się na ten widok.

- Co za dżentelmen.

- Bywają tacy. - Powiedział pewny siebie i z zadziornym uśmiechem.

Z uśmiechem usiadłam na przednim siedzeniu pasażera. Po kilku sekundach chłopak znalazł się obok mnie i nacisnął przycisk przy stacyjce, dzięki czemu samochód pobudził się do życia. Nacisnął pedał gazu i ruszyliśmy. Przez jakiś czas siedzieliśmy w milczeniu. Nie dawała mi spokoju, myśl o tej rzekomej niespodziance. Kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.

- Do kont jedziemy? - Nagle wypaliłam.

Maxon wykorzystał sytuację stania na światłach i spojrzał na mnie z tym swoim uśmieszkiem.

- Mam tylko nadzieję, że nie masz lęku wysokości. - Westchnęłam ciężko.

- Maxon? - Zaczęłam ostrożnie i niepewnie.

- Anastazjo?

On chyba nie da za wygraną. Cóż raz kozi śmierć.

- Co ty kombinujesz? - Spojrzałam na niego ostrożnie.

- No wiesz. - Wziął teatralny oddech. - To i owo. - Uśmiechnął się uroczo.

- Poważnie? - Przewróciłam oczami. - Choć mała wskazówka? - Zajęczałam.

Spojrzał na mnie dobitnie. Ten złoty odcień, jest taki głęboki. Czasem potrafi trochę onieśmielać. Choć wątpię w to, że się im dam. Lii od wieków próbuje zabić mnie wzrokiem. To i owo wyćwiczyłam.

- Już mówiłem, to ma być niespodzianka. - Chyba zaraz wyjdę z siebie. Wypada teraz wspomnieć o tym, że...

- Nie lubię niespodzianek. - Uśmiechnęłam się najsłodziej, jak tylko potrafiłam.

- Doprawdy? - Przytaknęłam zdecydowanie. - No cóż... - Już miałam nadzieję, że ulegnie. - Tą polubisz.

Zamurowało mnie.

- Serio? - Pokręciłam lekko głową. - Mówisz poważnie?

- Śmiertelnie poważnie Anastazjo.





                                     ***




Maxon zatrzymał samochód na wzgórzu Los Angeles. Z tego miejsca jest wspaniały widok na miasto, a zwłaszcza nocą. Coś niebywałego. Niebo jest bezchmurne, księżyc jasno świeci, a migoczące gwiazdy dopełniają cały efekt. Po prostu mnie zatkało. Byłam tu już wcześniej po zmroku, ale nigdy nie było takiego efektu. Po prostu zapiera dech w piersiach. Mogłabym się wpatrywać w ten krajobraz godzinami.

- Wysiadasz? - Podskoczyłam na dźwięk głosu blondyna.

Dopiero teraz zorientowałam się, że stoi przy otwartych drzwiach z mojej strony. Wpatruje się we mnie. Moje serce przyspiesza akurat w tym samym momencie, gdy zawiał silniejszy wiatr. Szybko wysiadłam z Ferrari i zamknęłam za sobą drzwi.

Mój wzrok bez przerwy powracał do krajobrazu mieszczącego się przede mną.

- Coś nie tak? - Maxona głos wydaje się troskliwy. Spojrzałam na niego i leniwie się uśmiechnęłam.

- Nie.- Pokręciłam głową. - Po prostu... Byłam tu już kilka razy i żaden z nich nie miał takiego widoku. Jest tu przepięknie Maxonie.

- Cieszę się, że ci się podoba. Czyli niespodzianka udana?

- Owszem. - Po chwili dodałam. - Skąd wiedziałeś, że dziś tak tu będzie?

- Strzał na hibiu trafiu. - Przyznał się.

Zaczął podchodzić do mnie drapieżnym i pewnym krokiem. Żar, jaki od niego się wydostawał, powodował, iż moje serce przyspieszało i dudniło znacznie głośniej. Kiedy stanął przede mną, otulił mnie ramionami i szepną...

- To nie wszystko.

Spojrzałam na niego zdezorientowana. Po chwili poczułam mocny i chłodny powie, a zaraz potem jedyne czego mogłam się trzymać, to był ON! Unosiliśmy się w powietrzu. Nawet nie spostrzegłam się, kiedy ukazał skrzydła.

Nie wiem czemu, ale zaczęłam się bać. Do głowy napływały same czarne myśli i miałam wrażenie, iż zaraz spadnę. Minęło kilka sekund, nim to zwalczyłam. Było warto.

- Jak się podoba? - Głos Maxona ocucił mnie z zamyśleń.

Rozejrzałam się wokoło. Wyglądało to tak, jak byśmy mieli cały świat u swych stup. Niepewnie zarzuciłam mi ramiona na szyję. Dzięki czemu poczułam się znacznie pewniej. To jest niesamowite. Czuję się w jakimś stopniu wolna niczym ptak, ale również się boję.

- Tylko mnie nie wypuść. - Spojrzałam mu prosto w oczy.


- Nigdy. - Szepną.




                                    ***



 ~ Maxon~ 




Odwożąc Annę do domu, miałem wrażenie, że wszystko jest inne, że cały świat stał się znacznie wyraźniejszy. Nie mogłem pozbyć się uśmiechu, a zresztą ta kobieta siedząca obok też.

- Naprawdę nie miałeś innego pretekstu, aby... Włamać się do mojego pokoju? - Odwróciłem głowę w stronę brunetki. Kąciki jej ust lekko się uniosły.

- Nie rozumiem.

- Moje imię. - Oznajmiła.

- Co z nim. - Zmarszczyłem czoło. - Przecież jest piękne.

Westchnęła i pokręciłam lekko głową.

- Nie o to chodzi...

- Nadal nic nie rozumiem. - Wypowiedziałem, to zdanie powstrzymując wybuch śmiechu.

- Postanowiłeś sobie, ot, tak wlecieć do mojego pokoju, pod pretekstem, że nie znasz mojego imienia.

- Bo nie znałem. - Zacząłem się bronić.

- Jesteś pewien? - Powiedziała to w taki sposób, że zacząłem się zastanawiać.



----------



Zaciągnąłem kaptur na głowę z nadzieją, że nikt mnie nie pozna. Wparowałem do restauracji i od razu zacząłem kierować się do stolika w kącie.

- Zamknięte. - Usłyszałem delikatny, kobiecy głos, na którego dźwięk chciałem się odwrócić, ale stłumiłem tę pokusę.

Postawiłem krzesło na podłodze i usiadłem, na nim próbując wtopić się w tło. Nagle zaczęła zbliżać się do mnie dziewczyna. Miała na sobie klasyczną granatową sukienkę przed kolano z białym fartuszkiem. Jej jasna cera i ciemne włosy opadające na jej ramiona spiralami dopełniają cały efekt. Dziewczyna stojąc przede mną, uśmiechnęła się uroczo i może trochę nieśmiało?

- Co podać? - Wydała z siebie anielski głos.

- Wystarczy kawa. - Odpowiedziałem, nie spoglądając, na nią. Nie chcę robić szumu i narażać się tym, iż mnie rozpozna.

Dziewczyna zaczęła kierować się do barku. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Wydaje się inna. Inna od wszystkich. Nawet się nie zorientowałem, kiedy wróciła z porcelanową filiżanką i dzbankiem kawy.

- Coś jeszcze?

Spojrzałem na dziewczynę. Zauważyłem w niej coś dziwnego. Czy to możliwe, że jest trochę onieśmielona?

- W sumie to przyszedłem tu w sprawie o pracę. - Odezwałem się po chwili namysłu.

- O, rozumiem. - Bąknęła. - W takim razie proszę za mną.

Uśmiechnąłem się do niej i wstałem. Przez moją nieuwagę kaptur zsunął się z mojej głowy. Ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna mnie nie rozpoznała! Czy to jest jakiś sens? Ona jest chyba pierwszą osobą, jaką zdążyłem poznać, która nie miała pojęcia, kim jestem. Zszokowało mnie to. Wyszczerzyłem zęby w uśmiech i ruszyłem za kelnerką. Po chwili znaleźliśmy się w niewielkim gabinecie. Brunetka podeszła do biurka i zaczęła w nim czegoś szukać.

- Usiądź. - Wskazała na krzesło stojące przed biurkiem. - To może trochę potrwać.

Wykonałem polecenie i kilka sekund później podała mi Kartkę papieru i długopis.

- Jeśli będziesz miał jakieś pytania to śmiało mów.

Zmarszczyłem brwi i odwróciłem kartkę. Zacząłem czytać pytania.

Imię i nazwisko: ...........................................
Data urodzenia: ...........................................

No nie to takie banalne pytania?! Od razu zacząłem na nie odpowiadać.

- Maxon!!!

Na dźwięk imienia i znajomy głos od razu wstałem z krzesła i wyszłem na korytarz. Nie myliłem się. Na korytarzu znajdował się Peter. Od razu do niego podeszłem.

- Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? - Zaczął uważnie mnie oglądać, oglądać. - Nikt cię nie śledził?

- Nikt. Nie musisz się martwić. Wszystko jest w porządku Peter. - Nagle sobie o czymś przypomniałem. Odsunąłem się od ojczyma i ruszyłem do stojącej nie daleko dziewczyny.

Wydawała się zdumiona widokiem Archanioła. Cóż, pewnie niektórzy tak mają. Prawda?

- Dziękuj ci eee... - Zakłopotałem się. Jak mogłem nie znać jej imienia?

- Anastazja. ... Ale nie rozumiem, za co mi dziękujesz. - Jest taka urocza i słodka. Może dla niej to, że pozwoliła mi tu zostać to nic wielkiego, ale dla mnie wiele znaczy.

- Za wszystko. - Odparłem cicho i pocałowałem Anastazję w policzek.

Anastazja. Co za piękne imię. Dobra koleś daj na luz. Zaczynasz już świrować.



-----------



Czyli znałem jej imię. O czym ja wtedy myślałem? Dlaczego nie zapamiętałem! Zacząłem siebie karcić w myślach. Jestem kompletnym idiotą. Tyle godzin myślałem nad tym, jak może brzmieć, rozmyślałem o tej sytuacji, a tu proszę. Byłem zbyt głupi, aby je zapamiętać!

- Maxon. - Rozbrzmiał głos anioła. - Maxon! - Chyba ten anioł zaczął pstrykać przed moją twarzą palcami. Zachciało mi się śmiać.

- Mała, żyję. Nie musisz się o mnie tak martwić. - Uśmiechnąłem się do niej niczym niewiniątko.

- Bardzo zabawne.

- No raczej. - Wiedziałem, że próbuje powstrzymać wybuch śmiechu. - O i zwracam ci honor. Miałaś rację. - Dziewczyna uśmiechnęła się zadziornie.

- No widzisz, a ty chciałeś się o to wykłócać... I nie jestem twoim skarbem! - Naskoczyła na mnie.

Już nie mogłem i musiałem wybuchnąć śmiechem. Po chwili Ana dołączyła do mnie. Śmiała się tak uroczo i niewinnie. Coś niesamowitego.

- No cóż Panie Blac. Ma pan zamiar tak stać na tych światłach, a może ruszmy do przodu?




Wiem, rozdział krótki, do bani, nudny i kompletnie nie wyszedł. :( Miałam go wczoraj dodać no ale cóż, się nie udało. : -/ 

Pamiętaj. Czytasz, komentuj! 

5 komentarzy:

  1. Wcale nie do bani !!!!!! <3 Jest zaajebisty, cudny, boski *o* <3 <3 No no Maxon sie postarał xd :3 Dawaj mi tu neexta !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nie jest nudny!!! Jest Boski!! <3
    Dawaj szybko nexta! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham twój blog<3. Proszę dodaj szybko kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity. Taki słodki I wgl. :D czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię ciebie i twojego bloga więc nominuje cię do LAB. Więcej tutaj:
    http://nocnilowcy.blogspot.com/2015/04/liebster-award-blog.html

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Katrina